Każde święto, nieważne jakie, świętuję z moją rodziną, więc niespodzianką nie będzię jeśli napiszę, że Dzień Dziecka spędziłam właśnie w towarzystwie najbliższych.
Jednak te święto nie zaczęło się dokładnie pierwszego czerwca, ale dzień wcześniej, kiedy razem z nauczycielką wychowania fizycznego moja grupa udała się na lody. Było to pierwsze takie wyjście klasowe, które całkiem miło spędziłam. Dobry czas jednak się skończył i trzeba było wracać do szkoły, a następnie do domu.
W sobotę, czyli pierwszego czerwca, obudziłam się dość wcześnie, dzień zaczęłam od pysznego śniadania, umycia włosów, a następnie pojechałam na ostatnie (hura!) korepetycje z matematyki w tym roku szkolnym. Po południu przyszła moja starsza siostra ze swoją rodzinką. W siódemkę (ja, moi rodzice, siostra, jej mąż i dwójka kochanych siostrzenic) usiedliśmy na balkonie i przy lodach, pączkach i kawie spędziliśmy ponad dwie godziny na gadaniu, śmianiu i wygłupianiu się. Nie obyło sie to oczywiście bez malutkich prezencików, pokazałabym mój, ale już go zjadłam... Był pyszny!
Niestety jest to mój ostatni Dzień Dziecka, ponieważ w przyszłym roku już oficjalnie dzieckiem nie będę, ale dla moich rodziców małym dzieciątkiem na pewno będę!
Pod spodem wrzucam moje zdjęcie z dzieciństwa! Jak widać, od zawsze miałam artystyczną duszę!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz